Bardzo długo mnie tu nie było, ale czas zbyt długiego relaksu ciążowego zachęcił mnie by tu zajrzeć.
Im więcej czasu, tym więcej myśli które chciałyby gdzieś mieć swoje ujście. Poruszę więc dziś kwestię dręczącej mnie toksycznej zagrywki. Mianowicie mówiąc profesjonalnym językiem uzależnienia od drugiej osoby.
Wiele z Nas dziś tkwi w toksycznych związkach, które pochłaniają Nam radość z życia, zabierają chęć do zmian i tworzenia nowych rozwiązań. Mówi się, że jeżeli ktoś uzależniony jest od obecności drugiej osoby to tworzy swój własny wyimaginowany świat, w którym zamyka się i izoluje od społeczeństwa i racjonalnych myśli.
Uzależnienie od drugiej osoby jest utratą własnej samodzielności, poglądów na rzecz drugiej osoby. W oczach osoby uzależnionej podmiot zainteresowań staje się bezwzględnym priorytetem w każdej dziedzinie życia. Przesiąka dogłębnie poglądami obiektu, oraz rezygnuje z przejawiania własnych inicjatyw. Mało tego, osoba uzależniona kierowana jest panicznym lękiem przed utratą obiektu.
To tak jak z uzależnieniem od papierosów czy alkoholu. Pomimo szczerej niechęci do samego nałogu i widocznych negatywnych skutków oddziaływania, uzależniony nagminnie potrzebuje kontaktu z używką. Czemu o tym mówię? Ponieważ często Nam z roli zimnego obserwatora, który chce wesprzeć osobę uzależnioną często brak świadomości o procesach które zachodzą w psychice osoby uzależnionej. Wydaje się Nam dziwne, niedorzeczne wręcz że ten człowiek nie potrafi zrozumieć szkody i ślepo podąża za ideałem. Niekiedy irytuje Nas fakt wyizolowania tej osoby ze społeczeństwa. Cechuje Nas okrutny brak zrozumienia.
Aby pomóc takiej osobie musimy zrozumieć ten mechanizm, ale też pomóc jej uświadomić, że to co się teraz dzieje to nie zdrowa relacja, a uzależnienie.
Często Nasi bliscy wypierają ze świadomości, że coś może być nie tak. Określają swoje związki mianem szczęśliwych i uważają, że częste kłótnie z paradą niecenzuralnych zwrotów to normalny objaw " zdrowego związku". Nic bardziej mylnego! Tu znów odniosę się do uzależnienia od innych używek, gdzie chory nie przyznaje się do uzależnienia, twierdzi że jego korzystanie z tych dobroci natury nie wykracza poza rozsądek...
Po czym więc poznać, że relacja w której przebywasz to toksyczna zagrywka, która albo poprowadzi Cię do uzależnienia albo już zdążyła to zrobić dlatego w niej tkwisz ?
* Codzienne kłótnie o drobnostki to dowód braku komunikacji. Jednak jeżeli Twój partner/partnerka okazuje rażący brak szacunku rzucając w Twoją stronę wulgaryzmami - to nie jest normalne!
* Brak poszanowania wzajemnych poglądów - totalna ignorancja Twojej woli nie jest objawem robienia Ci dobrze wbrew Tobie, tylko robieniem Ci krzywdy! Zawsze, masz prawo do własnego zdania.
*Jednostronna chęć utrzymania związku w ryzach - Zdecydowanie, jeżeli jesteś jedyną osobą starającą się o to by Wasz związek istniał, bo Twoja druga połówka ma ważniejsze rozrywki i w ostateczności z braku zajęcia może skorzystać z Twojego czasu - to nie jest okej. Jeżeli działa to tylko w jedną stronę to przypominasz Syzyfa pchającego pod górę gigantyczny kamień, który tuż przed szczytem spada i tak w kółko...
* Agresja - nie, nie chodzi tu wyłącznie o solidne uderzenie w dowód miłości, chodzi również o agresję słowną, impulsywne reagowanie na Twój odmienny światopogląd. Skierowaną również od strony partnerki nie tylko od strony partnera
* Uczucie zmęczenia - jeżeli przebywanie w związku traktujesz jak męczący układ z przekonaniem, że tak musi być - otóż nie musi!
*Poczucie bezradności i paniczny lęk przed stratą - jeżeli zastanawiasz się co będzie z Tobą i Twoim życiem jeżeli wystąpisz z relacji i z obawy przed nieznanym ciągle w nim pozostajesz.
To tylko kilka ważnych aspektów, które powinny zostać przez Ciebie przemyślane. Jeżeli chcesz pomóc komuś, kto je przejawia - zrozum, że jest to żmudny i czasochłonny proces - nie wystarczy poklepanie po ramieniu zwłaszcza, że nawet jeśli uda Ci się przerwać toksyczną więź chwilowym przejawem świadomości po powrocie do stanu faktycznego Ty staniesz się obiektem agresji.
Jeżeli tkwisz w związku,który przejawia te elementy - nie bój się o tym mówić. Sama tkwiłam w relacji przez pięć długich lat, która dawała mi do zrozumienia że powinnam z niej wyjść. Bałam się, że nie poradzę sobie sama, byłam uzależniona od strefy komfortu - pozornej stabilizacji którą dawała mi ta relacja. Było mi bardzo ciężko to przerwać i zrozumieć, że można żyć inaczej. Podjęłam ryzyko, choć zerwanie z przekonaniem o swojej beznadziejności potrwało dłużej niż zakładałam - ale było warto! Nie wierzę już w to, że zdrowa relacja musi mieć w sobie też agresję, brak tolerancji czy szacunku. Nie wierzę, że trzeba się kłócić by dbać o dynamikę związku. Pamiętaj - nigdy nie jest za późno, żeby coś zmienić.
Komentarze
Prześlij komentarz